Zawsze mnie ciągnęło do blogosfery. Mój pierwszy blog był typowym wirtualnym pamiętnikiem gimnazjalistki. Pisałam o nastoletnich problemach - szkoła, koleżanki, rodzice, później Oaza Młodzieży i pierwsza miłość. Publikowałam też pisane przeze mnie opowiadania. Blogi wówczas dopiero raczkowały, można było ukryć się pod pseudonimem i pisać anonimowo. Zaświergolona, bez polskich znaków, tak brzmiał mój nick. Nawet mi się nie śniło, że można mieć setki czytelników, być rozpoznawalnym i na blogowaniu zarabiać. Nie pamiętam kiedy przestałam pisać i skasowałam swojego pierwszego bloga. Pamiętam natomiast kilka lat przerwy.
Na studiach zaczęłam interesować się tworzeniem biżuterii i kolejny blog był niejako katalogiem moich prac. Mało tekstu, głównie zdjęcia. Później i inne techniki rękodzieła się przez niego przewinęły - decoupage, scrapbooking. Mniej więcej w tym czasie doświadczyłam kryzysu wiary. Szukałam swojego miejsca, swoich przekonań, budowałam swój światopogląd. Ciągnęło mnie w kierunkach, których może dziś się trochę wstydzę - do neopoganstwa. Z drugiej strony dziś już wiem, że kryzys wpisany jest w dynamikę wiary. Tamto błądzenie umożliwiło moje późniejsze nawrócenie i także wpłynęło na to, jaka jestem teraz. W każdym razie - o moich pogańskich fascynacjach pisałam bloga pod pseudonimem Ginewra.
Gdy wyszłam za mąż i zaszłam w pierwszą ciążę nie byłam już Ginewrą. Natomiast jak wiele świeżo upieczonych mam pociągały mnie blogi parentingowe i takiego też miałam aspiracje tworzyć. Projekt Rodzina, przemianowany po jakimś czasie na Karm, Noś, Kochaj nie był już blogiem anonimowym. Pisałam o sobie, publikowałam zdjęcia. Fascynowało mnie rodzicielstwo bliskości, karmienie piersią, chustonoszenie. Chciałam być super-mamą i to pokazać światu poprzez tego bloga. Pomysł na niego wypalił się we mnie, gdy odkryłam grupy na Facebooku i to one zaczęły dla mnie pełnić tę funkcję, co wcześniej wymiana komentarzy z innymi mamami - blogerkami.
Po urodzeniu drugiego dziecka zapisałam się na kurs krawiecki. Szycie ubrań stało się moją największą pasją, a nabyte umiejętności powodem do dumy. Chciałam pokazywać to innym. Jednak wtedy istniał już Instagram i tam było to prostsze niż prowadzenie szyciowego bloga. Wytwórnia Kiecek - pod tą nazwą na Instagramie nadal możecie znaleźć moje szycie i nie planuję żegnać się z tym profilem. Pod tą samą nazwą przez jakiś czas istniał też blog, zmieniony później na imię i nazwisko (tak, to dokładnie ten blog, na którym właśnie gościsz) z dopiskiem Szycie i życie.
Jeśli kojarzycie któregoś z tych blogów - jesteście w domu, to znowu ja. Angelika, od dziesięciu lat mężatka, matka piątki, nawrócona katoliczka, artystka o wielu pasjach, wegetarianka. Nie wiem czy powinnam teraz napisać "Nowy blog - stara ja", czy dokładnie odwrotnie "Stary blog - nowa ja". Oba stwierdzenia są w takim samym stopniu prawdziwe, jak i fałszywe. W tym momencie zostaję blogerką recydywistką. Dlaczego? Bo chcę pisać. Pisać dla samego pisania. Zdjąć z wysokiej półki i odkurzyć tę zapomnianą, acz kiedyś ważną dla mnie umiejętność. Jeśli będziecie mieli ochotę czasem zajrzeć i poczytać będzie mi bardzo miło, jeśli zostawicie komentarz - będę fruwać pod sufitem. Jeśli nie, trudno, i tak będę pisać.
Do przeczytania niebawem!


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz